„Rumble in the Mine” to cykliczna impreza organizowana w Wieliczce pod Krakowem przez Maciej Samosieja i Jana Łatę. Impreza odbywa się w szkole podstawowej nieopodal kopalni soli. Program imprezy zakłada turnieje Manowar , Bolt , Warhammer , Wielką bitwę oraz turniej Full Tilt.
Nie tylko Warhammer
Przed rozpoczęciem rywalizacji w Warhammer Fantasy Battle miałem odrobinę czasu, aby pozwiedzać sale i poprzyglądać się przygotowanym do rozgrywek stołom.
Manowar
Zupełna nowość dla mnie, do tej pory nie miałem styczności z systemem. Małe statki i stoły imitujące morską bitwę. Wyspy, cieśniny. Obok stołu rozstawione floty, jakieś macki, smoki na domkach. Cuda! Muszę kiedyś skusić się na rozgrywkę . Zwłaszcza że organizator zachęcał i udostępniał flotę dla chętnych do nauki gry.
Bolt
Przyznam, że do tego miejsca w szkole nie dotarłem. Mocno żałuje, ponieważ na zdjęciach z relacji szczęka opadała. Poziom makiet, odtworzenia środowiska miejskiego petarda. Może i dobrze, że nie dotarłem do tego miejsca, bo musieliby mnie wynosić i targać do Warhammera z powrotem na siłę.
Full Tilt
Stół z turniejem rycerskim wraz z całą makietą festynu odbywającego się z okazji turnieju. Tutaj całkowicie odpłynąłem. Idealna makieta.

W każdym miejscu coś się działo. Na trybunach kibice, na szrankach porozwieszane nazwy klubów rycerskich ( świetny akcent).

Na festynie odbywa się turniej łuczniczy, za słomiankami trafiony przechodzeń umierający od strzały.

Straż zatrzymująca mieszczanina, świnki taplające się w błocie, palenie czarownicy czy harce w obozie na sianie z dziewkami uprawiającymi najstarszy zawód świata.

Mistrzostwo. Bardzo serdecznie gratuluję osobom, które przygotowywały makietę. Oskar, Radek jesteście mistrzami!
Wielka Bitwa
W tym roku z powodu zbyt małego zainteresowania Wielka Bitwa nie odbyła się.
Miałem przyjemność uczestniczyć w tym elemencie programu w zeszłym roku. Polecam każdemu takie doświadczenie. Jest to wyzwanie logistyczne i organizacyjne, jednak nie często masz możliwość rozegrania bitwy na parę tysięcy modeli.
Grałem wtedy orkami na 8000 punktów, objętościowo to dwa kufry orków mierzone nie sztukami, a już na kilogramy. Tego roku zdecydowałem się wziąć udział w turnieju WFB.
Niestety logistycznie nie udało mi się zorganizować tak wyjazdu, aby zostać na drugi dzień. Pomimo możliwości spania w szkole zapewnionych przez organizatorów musiałem tego samego dnia wracać do domu.
Szkoła posiada pełne zaplecze sanitarne, WC, prysznice, kuchnie z wyposażeniem i sporo miejsca w salach do spania.
Turniej Warhammer

Graliśmy na zasadach z Armybookow VI edycji i Rullebok VII edycji.
Rozgrywane były trzy bitwy. Każdy stół miał przypisany scenariusz. Przyznam, że ciekawe rozwiązanie, chociaż po drugiej bitwie dobór par stanowił już wyzwanie. Maciej parował ludzi, a następnie wyznaczał im stoły. Starał się to robić w taki sposób, aby gracze nie rozgrywali dwa razy bitwy na tym samym stole. Dał radę!
Scenariusze były przyjemne, chociaż mocniej ingerowały w grę niż te, które stosujemy na organizowanych w Rzeszowie turniejach.
Zawsze to coś nowego wzbogacającego rozgrywkę.
Moja armia

Na turniej pojechałem z Waagh orków. Trzonem armii był duży oddział Dzikich orków na Dzikach z Lordem. Ich zadaniem było dojechanie do przeciwnika i zasypanie go gradem ataków. Dodatkową siłę uderzeniową stanowiły dwa giganty. Resztę armii stanowiły nocne gobliny z fanatykami. Które parły do przodu. W oddziałach goblinów pochowałem golińskich magów, których zadaniem było rzucanie magicznych pocisków oraz rozpraszanie czarów przeciwnika. Wsparcie dystansowe zapewniały 4 chucki i rock lobba, które nie popisały się na tym turnieju.

Bitwa I
Pierwszą grę grałem z Oskarem dowodzącym armią Bretonii.
Zdecydowanie i bezapelacyjnie najlepsza gra jeżeli chodzi o gameplay. Ba! Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że była to najprzyjemniejsza rozgrywka, jaką miałem okazję rozegrać w ostatnim kwartale!
Bardzo pozytywny człowiek, wkręcony w klimaty bretońskie. Co chwilę wtrącał akcenty rodem z lingwistyki średniowiecznej Francji. Jego armia jest inspirowana artami z V edycyjnego armybooka. Lord dowodzący armią pomalowany był dokładnie jak bretoński paladyn z okładki armybooka.

Scenariusz I
Na środku stołu stała wieża. Po bokach planszy były dwa kamienie, pod którymi był ukryty klucz do wieży. Na koniec gry gracz kontrolujący wieże +2 duże punkty, gracz kontrolujący klucz +1 punkt. Jeżeli wieża została otwarta kluczem i była kontrolowana przez gracza +3 punkty.

Minusem była zasada wysoka trawa, która na całym stole obniżała trafienia z broni dystansowej o -1. Co zmieniło absolutnie dużo. Na początku spearch chucki nie trafiały, jak zaczęły trafiać to nie raniły 🙂
Mimo wszystko udało mi się wygrać.

Bitwa II

Drugi scenariusz rozgrywałem z Bartkiem z Krakowa, grał Wysokimi Elfami.
Ciężka bitwa. Bartek jest bardzo dobrym i wymagającym graczem totalnie wciągniętym przez lore armii Wysokich Elfów. Przed rozgrywką zamieniliśmy parę słow o oddziałach. Wyjaśniał mi, w jaki sposób chce je skomponować i pomalować tak, aby najwierniej odtworzyć heraldykę regionów Ulthuan, z których pochodzić będą poszczególne oddziały. Jego docelowa armia ma być zbiorem oddziałów reprezentujących poszczególne regiony. Przyznam, że odpłynąłem w tej dyskusji. Rewelacja, tak pozytywnie zakręconych ludzi potrzebuje scena turniejowa!
Grę przegrałem w dużej mierze przez nadmiar nieracjonalnie ustawionego terenu, który utrudniał strzały i poruszanie się.
Scenariusz II
Rozgrywaliśmy scenariusz oparty narracyjnie na biedzie i głodzie w Wissenlandzie.
Zasady specjalne polegały na tym, że za każdego bohatera zabitego był +1 Duży Punkt. W wyniku panującego w prowincji głodu, w pierwszej turze walki wręcz wszystkie walczące modele otrzymywały modyfikator -1 do trafienia.
Tej zasadzie nie podlegały oddziały znajdujący się w odległości 5″ od ustawionej na środku stołu karczmy. Ciężka gra z uwagi na teren. Wysokie elfy wygrały rydwanami i magią.

Jeden z epickich momentów na turnieju. Bull centaur Przemka bije z siła 7 w dzwon Rafała. Każdy niezdany Ward Save niszczy dzwon, jednocześnie każda zadana rana bije w dzwon!
Bitwa III
Ostatni scenariusz na turnieju toczył się na pustkowiu. Pustkowie było jedynie z nazwy, bo terenów było wprawdzie mniej niż na poprzednim stole, jednak swobodnie można nimi było bogato pokryć dwa stoły 72″ x 48″.
Scenariusz III
Co turę rzucaliśmy kostka, losując efekt wpływający na turę magii. Było parę możliwości do wylosowania:
- brak tury magii,
- brak efektu,
- bodatkowe kostki do rzucania czarów / rozpraszania.

Grałem przeciwko Rafałowi z Wrocławia. Była to nasza druga bitwa, z całą pewnością mogę powiedzieć, że lubię takich graczy! Gra z nim to z jednej strony przyjemność z drugiej taktyczne wyzwanie.
Każdy ruch przemyślany dążący do realizacji wielkiego planu dominacji Skavenów nad starym światem. Jak to dobrze, że w imperium nie istnieje coś takiego jak Skaveny, w innym wypadku moje orki byłyby w tarapatach.

Rafał grał Skavenami nastawionymi na walkę wręcz dowodzonymi przez Greay Seera siedzącego na dzwonie.
Mentalne szachy. Dzwon s połowił spear chucki. Straciłem rock lobbe oraz połowę oddziału dzikusów. Rozgrywkę zakończyliśmy remisem. Przeprowadziłem skuteczną deratyzację na dużej liczbie modeli, tradycyjnie nie tych trzymających punkty.

Sympatyczna gra dwóch starszych panów myślących 10 min nad każdym ruchem .
Turniej zakończyłem w okolicy piątego, lub szóstego miejsca. Szczerze nie pamiętam grało mi się wyśmienicie i zwyczajnie nie przykładałem uwagi do wyniku.

Podsumowanie

Plusy
- Atmosfera !
Atmosfera i jeszcze raz Atmosfera przez duże A. Pozytywni ludzie wkręceni całym serduchem w starego, dobrego Warhammera. Zero sprzeczek, kłótni i napinania się. Każdy z nas był tu dla przesuwania figurek po stole , niełapania się wordingu w zasadach 🙂 - Ciekawe scenariusze.
Pierwszy raz miałem możliwość grania na scenariuszach przygotowanych dla stołu. Ciekawe rozwiązanie zmieniające dużo w rozgrywce. Scenariusze mocno w nią ingerowały, jednak skupione były w prowadzonej narracji i miały sens. Dobra robota Maciej. - Jakość makiet.
Widoczny postęp z turnieju na turniej. Przybyło jakościowych obiektów. Maciek tego roku postarał się nad nowymi obiektami takimi jak domy, karczmy, wozy, znaki, studnie, błoto.
Przestrzeń do usprawnień

- Nadmiar makiet.
Było ich na każdym stole, tyle że swobodnie można było przeprowadzić grę w Mordheim.
Utrudniało to poruszanie się i manewrowanie większymi oddziałami. Stanowiło również wyzwanie przy strzelaniu. Sądzę, że Maciek przygotował nowe makiety i chciał je przetestować na dużą skalę w boju! - Brak kontroli nad czasem.
Brak nadzoru nad przebiegiem rozgrywki i trzymania zaplanowanych ram czasowych. Uważam, że Maćkowi zabrakło osoby do pomocy, która mogłaby trzymać rękę na realizacji planu czasowego dla każdej z bitew. W efekcie graliśmy długo, co spowodowało wydłużenie się turnieju o parę godzin. Gry były naprawdę przyjemne 🙂
Czy było warto ?

Totalnie tak!
Świetnie jest poprzesuwać sobie figurki w dobrym towarzystwie. Bez zastanowienia pojechałbym ponownie. Bardzo żałuję, że mimo wszystko nie zdecydowałem się na zostanie tam na noc i nerdzenie w figurki do rana.
Pozdrawiam serdecznie organizatorów i zachęcam Was wszystkich do udziału w kolejnych edycjach imprezy!
